Ja tylko na chwilę... Właśnie skończyłam prawie dwugodzinną rozmowę z moimi rodzicami. I coś mnie martwi. Nie tylko wygasł mój świąteczny duch. Zdaje się, że coś pożarło także świątecznego ducha mojego Taty. Przez cały wieczór prawie wcale się nie odzywał. W zasadzie to chyba naprawdę nic nie powiedział, prócz zdawkowego "cześć"...
I wiem czym się martwi. Tym czym martwi się od ponad półtora roku - kasą, kasą, kasą...
A ja tak bardzo nie chce, żeby kasa zepsuła te święta. Święta to ten moment w roku kiedy nic innego się nie liczy i nic nie powinno tego psuć. Ani problemy z prezentami (niebezpiecznie namnażające się!) ani problemy z pieniędzmi, ani z niczym innym.
Niech Ktoś mi odda mojego świątecznego ducha...
Ps: Kiedy będę mieć własne dziecko nigdy, przenigdy nie pozwolę by wiedziało o wszystkim tak jak ja wiem o wszystkim co dzieje się u rodziców. Nie zabiorę mu dzieciństwa. Nie winię rodziców, bo wiem, że wszystko co mam zawdzięczam im, ale sama tego nie zrobię swojemu dziecku. Mimo, że wiem, że nie byłabym tym kim jestem gdyby nie to wszystko przez co przeszłam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz