piątek, 8 lutego 2013

Karneval Zug

Wczoraj byłam na mojej pierwszej Karnawałowej Paradzie w dzielnicy graniczącej z tą którą obecnie zamieszkuje. Generalnie idea jest taka, że jedzie dziesięć platform, za nimi idzie zaprzęg "pieszych" i wszyscy i z góry i z kolumn pieszych rzucają cukierkami i drobnymi upominkami w dzieci i dorosłych poprzebieranych i stojących po obu stronach ulicy. Ten "zug" na którym ja byłam miał długość 7 km !! To znaczy na długość 7 kilometrów obie strony ulicy były zapełnione przez stojących ludzi. Stojących, krzyczących, śpiewających, tańczących, opróżniających mini drinki poprzebieranych TUBYLCÓW. Ludzie się śmiali i cieszyli tak jakby jutra miało nie być. Strasznie mi się podobało, że nie było żadnych podziałów! Dzieci tańczyły z dorosłymi, dorośli obdarowywali dzieci co lepszymi zdobyczami cukierkowymi, gdyż sami liczyli na inne kąski. Nikt nie przejmował się co pomyśli osoba stojąca obok. Po prostu szał i dobra zabawa - bez żadnych hamulców.
Jedyna zasada - nie zbierać zbyt dużo chusteczek higienicznych (które były wyrzucane na zmianę z kwiatami i słodyczami). Istnieje przesąd, że jak się podczas karnawału zbierze dużo chusteczek to potem cały rok się będzie płakać. Ja posłuchałam , ale połowicznie. Bo jedno opakowanie wzięłam. Co ja poradzę na to, że czasami lubię oczyścić zatoki i popłakać sobie sama do siebie do lustra. 
Na tej paradzie byłam z moimi 3 podopiecznymi (najstarsza była gdzieś z babcią na końcu parady). Z tego też powodu, moja cukierkowa torebka była dużo uboższa niż powinna być. Za każdym razem gdy złapałam całą tabliczkę czekolady, lub dostałam jajkiem niespodzianką w głowę, najmłodsza moja diablica Eliane odwracała się i patrzyła na mnie swoimi wielkimi orzechowymi oczami, które mówiły bardzo głośno "Ja nie mam takiej...", a ja jako, że jestem bardzo podatna na manipulacje wzrokowe od razu oddawałam to co miałam w ręce, plus garść z tego co miałam już w torebce. Ale mimo wszystko troszkę słodkości zebrałam. Część zostawiłam do zjedzenia, a część schowałam "na później" bo póki co staram się nadal wytrwać w postanowieniu "100 dni bez przetworzonych słodyczy". I nawet dość mi to wychodzi. O dziwo!
Teraz idę poćwiczyć, wykąpać się i potem na chwilę do pracy, a wieczorem Girls Night Out. Spróbuje na chwilę zapomnieć o wszystkim co mi siedzi na żołądku. 
 

6 komentarzy:

  1. 7 kilometrów dobrej zabawy! :D niewiem jak zniosłaby to moja uczulona na nadmiar szczęścia psychika ;)
    Co do "manipulacji wzrokowych" również nie jestem na nie uodporniona :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi też wydawało się, że jestem uczulona na szczęście ale usłyszałam nawet, że powinnam częściej się dobrze bawić, bo do twarzy mi z uśmiechniętą michą :)

      Usuń
  2. Parada wygląda bardzo kolorowo:) Znając życie też pewnie bym zbierała chusteczki, bo cierpię na ich chroniczny brak i nigdy nie mam kiedy są mi potrzebne:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Było kolorowo i radośnie. W zasadzie po wszystkim co ostatnio dzieje się w moim życiu naprawdę miło było zobaczyć tylu ludzi z dystansem do siebie zebranych w jednym miejscu, żeby się pośmiać, potańczyć i pozabijać o cukierki :)

      Usuń
  3. Znając mnie gdyby w powietrzu latały słodycze to złapałbym je wszystkie :)

    OdpowiedzUsuń