środa, 29 lutego 2012

Moving in - moving out...

Czeka mnie kolejna przeprowadzka! Czwarta w przeciągu ostatnich dwóch lat! Szlag mnie trafia. No ale co mogę zrobić? Muszę się dostosować. Cały dzień dzisiaj spędziłam na jeżdżeniu autobusami od jednego końca miasta do drugiego w poszukiwaniu mieszkania. I znalazłam jedno. Mam nadzieję, że przypadnie wszystkim do gustu bo musiałam sama je wybrać i podjąć decyzję. Mam też nadzieję, że tym razem po pół roku nie będę wyklinać szybko podjętej decyzji :)

 28.03 wynoszę się stąd. Spakuję swoje rzeczy, zabezpieczę meble, przyszykuję ciuchy i znów przewiozę cały swój dobytek na koniec miasta.
Idealny moment na przeprowadzkę - 8 tyg. przed maturą......

wtorek, 28 lutego 2012

Mission Failed.

Oblałam wczoraj egzamin na prawo jazdy po 47 minutach jazdy po mieście. Podejście pierwsze zatem za mną. Ale na pewno nie ostatnie :)
Więc póki co to musi wystarczyć mi siedzenie na miejscu pasażera tudzież udawanie, że jeżdżę.
Jeszcze nie wiem kiedy następne podejście, ale na pewno się pochwalę. 
Tymczasem, wracam do nauki, moi drodzy.

piątek, 24 lutego 2012

In my veins.

"Nothing goes as planned
Everything will break"
Zrobiłam dziś malutki kroczek w drodze do jakichkolwiek wyników z chemii. I nie odpuszczę. Będę walczyć do samego końca. Choćbym miała ostatecznie i tak polec - a wierzę, że tak się nie stanie. Zresztą nawet jeśli się w tym roku nie dostanę ani na medycynę, ani na stomatologię, ani na farmację to za rok spróbuje znowu. Nie poddam, się co to to nie. Ja po prostu czuję, że jestem do tego stworzona. Nie wiem, może to złudzenie, może będę w tym beznadziejna, ale nie dowiem się tego jeśli nie spróbuje. A żeby mieć szansę spróbować muszę się dostać, więc wszystkie moje działa są obecnie zwrócone na maturę.
Co wcale nie koliduje z moją miłością do dumania, planowania i rozmyślania. Wręcz przeciwnie, bo co się tyczy planowania to planowania mam teraz nawet więcej, bo już dzień wcześniej muszę wiedzieć jaki materiał przerabiam. Muszę też wyznaczać sobie sama deadline'y - których staram się dotrzymywać.

A z innej, mniej stresującej dla mnie kwestii to mój Kot ma złamane serce. Otóż Kot jest na tyle domowym pupilem, że nigdy nawet nie był na trawie. Najdalej jak wyszedł to na balkon tudzież parapet. I wtem zła i niedobra Maja zabrała go na ferie z Krakowa do Radłowa, a tu dwie kotki (jedna sterylna) i pies. Popierdółka - tak nazywa się wybranka mojego kocura - zaczęła mieć pierwsze marcowe ochoty. Ale nie na tyle silne by po ludzku DAĆ mojemu Kotu. A ten chodzi wokół niej, pręży się i płacze. Błaga wręcz o nią. I ich kontakt jest coraz bliższy. Dziś na przykład bite dwie godziny siedział 50 cm od jej leżanki i patrzył, jak panna sobie w najlepsze spała. A ja płakałam prawie ze śmiechu widząc jego skupienie, podczas gdy ona nic sobie nie robiła z jego natrętnego spojrzenia. Zadziorna ta Popierdółka! I tylko charczy na niego, gdy ten zdecyduje się na odważniejszy krok, jak otarcie lub zaczepienie łapką. Nawet nie myślałam, że tak zainteresują mnie kocie gody. W sumie to nawet jeszcze nie gody tylko zaloty.
Najbardziej fascynuje mnie ta delikatność wokół całego procesu. Bo to nie jest tak, że Popierdółka da za darmo - o nie. Ona chce miłości i czułości. A mój Kot stara się jak może. Ale niestety - ma już tylko jeden dzień, bo jutro rano wracamy do Krakowa. Tak więc - Kocie ------- DO BOJU.


Zdecydowanie będę tu częściej wpadać. Nawet jeśli Tofka jest jedyną osobą, której nie znużyło jeszcze moje narzekanie :)
A tu piosenka, która dzisiaj zmusiła mnie do napisania notki o tak późnej/wczesnej porze:
IN MY VEINS
Ładna prawda?
"You're in my vein, and I cannot get you out,
oh you're all I taste, at night inside of my mouth..."

Chemiczne potyczki okrągłej Majeczki :D

Potrzebuje średnio 90% z biologii, chemii i matematyki. Powiedziałabym nawet, że potrzebuje ciut więcej dla bezpieczeństwa. Dlatego tak strasznie mnie dołuje gdy z zamkniętych zadań z arkusza z matematyki robię poprawnie 16 zadań na 24. To trochę za mało. Z zamkniętych powinien być full. A do fulla wiele mi brakuje. "
Z chemii nie wspominając, bo zostały mi 2 miesiące do matury, a z chemii nie rozwiązałam żadnego arkusza jeszcze bo nie przerobiłam jeszcze nawet połowy materiału. Jak mam to zrobić? Jak mam zdobyć te 90% skoro obecnie jestem w dupie?


Jeszcze na to pytanie nie znam odpowiedzi, ale jak poznam to się z wami tym podzielę. Wiem za to, że siedzenie i pisanie tu nie pomoże mi zdać biologii więc wracam do nauki.

czwartek, 23 lutego 2012

Kluseczka.

Wyglądam jak kluseczka. Ale jestem szczęśliwą kluseczką. Przynajmniej do końca maja :)
Spać mi się chce. Obejrzałam dziś "Śmierć w Wenecji" do prezentacji z polskiego. Raaaaany boskie. Jakież to było nudne. Obleśny film. Dziś mój zły dzień nie mógł się inaczej skończyć jak nie jakimś dobrym serialem. Bo chyba bym zwariowała. Zaczęłam powtarzać dzisiaj algebrę. Miałam zrobić wszystkie otwarte zadania, ale na 14 potrafiłam jedno rozwiązać poprawnie. Bolała mnie głowa, byłam całkowicie nieskupiona. Tłumaczę sobie, że to przez pogodę. Bo rzeczywiście była dzisiaj prawdziwa psia pogoda. Więc zamknęłam matematykę i skupiłam się na skończeniu ekologii. Szast-prast, skończyłam ekologię. Dla mnie ten dział biologii to nauka o maśle-maślanym. Ale wszystko trzeba przeżyć ;)
Zatem kluseczka was pozdrawia i idzie do kuchni po bułeczkę, żeby z pełnym brzuszkiem zasiąść do House'a :) Narobiłam sobie spoooore serialowe zaległości.
Ale jak już mówiłam, po maturze będę nadrabiać ŻYCIE, które tracę obecnie nad książkami. Choć nie powiem - ostatnio coraz bardziej cieszy mnie nauka, szczególnie gdy widzę efekty!


środa, 22 lutego 2012

Z serii : koncert życzeń :)

Zostało mi cztery dni ferii. Całe dwa tygodnie spędziłam na wsi, u moich chrzestnych i uczę się do matury w pokoju mojego kuzyna, który skończył farmację i mam nadzieję, że aura tego pokoju pomaga mi w kompletowaniu mojej wiedzy.
Do matury dałam sobie spokój z wszelkimi ćwiczeniami i odchudzaniem. Od ponad półtora tygodnia żyję w imię zasady "nie siadaj do ksiązek z pustym żołądkiem". Od poniedziałku także przestałam się truć pigułkami. Czuję się póki co dobrze, choć na mojej twarzy widać już efekt działania burzy hormonów. Efekt wyznawania mojej zasady o nie siadaniu do książek na głodniaka także jest już wyraźnie widoczny. Obrosłam w tłuszczyk jak mors. Ale w sumie to narazie się tym za bardzo nie przejmuję. Jestem dumna bo zrobiłam naprawdę dużo i świetnie się z tym czuję. Po maturze będę miała najdłuższe wakacje życia i wtedy właśnie zamierzam zejść do 45 kg. I zrobię to. I utrzymam tą wagę, a w październiku będę szczupłą i piękną, choć nadal niską studentką pierwszego roku wydziału lekarskiego :D
Mam też wiele innych planów ale nie mam siły dzisiaj pisać, bo jutro o 9.30 znów zaczynam naukę.


Zresztą muszę się częściej tu pojawiać bo brakuje mi uzewnętrzniania się na blogu.